Opowieść dziesiąta

O tym, jak piraci uwolnili królewnę Żabusię

Przestworza znów należą do ich zdobywców!

Minęło już prawie pół roku, jak piraci zgodnie z mapą przemierzali kosmos. Bardziej niż trudy podróży doskwierał im brak prawdziwej żywności. Znudziły im się białe tabletki o różnych smakach. Nawet kot wolał łowić myszy.

Przybyli właśnie na planetę, na której powinien być zielony wulkan. Krążąc po ogromnym oceanie prawie tydzień znaleźli różne wyspy. Jedne małe i świetliste, jak piegi na twojej buzi. Inne duże i mroczne, jak las ciemną nocą. Ale nigdzie nie było nawet śladu wulkanu.

Już mieli wracać, kiedy poczuli, że BECZKA RUMU zaczyna drżeć. Kapitan uważnie wpatrywał się w drobne, rozchodzące się fale. Znalazł na morzu miejsce ich powstawania. Woda bulgotała tam i ulatniał się gaz.

– Wszyscy na stanowiska! Musimy znaleźć się w cieniu tego wulkanu!

Nagle rozległ się potężny ryk i z morza zaczęła wyłaniać się wyspa. Wierzchołek jej stanowił szeroki krater wylewający tony zielonej lawy. Wysoko w górze leciały odłamki skalne świecące seledynowym blaskiem i równocześnie powstała ogromna fala. Wielka jak kościelna wieża! Porwała na swój grzbiet statek piratów i unosiła coraz dalej od zielonego wulkanu. Zataczała coraz szerszy krąg, a jej wysokość i prędkość stopniowo malały. Wreszcie uwolniła marynarzy. BECZKA RUMU zatrzymała się przed niewielką wyspą, którą opuszczało kłótliwe stado ptaków.

Buch! – zadudniło, a z krateru wyleciał błękitny obłoczek. – Buch!

– To wyspa greckiego boga, Wulkana – Sokole Oko tłumaczył krzyki mew. – Właśnie rozpala ogień w swojej czarodziejskiej kuźni. Musi wykuć nowe pioruny dla Neptuna.

Buch! – znowu kłąb dymu i niebieskie iskry jak zimne ognie. – Buch!

– Czekamy w cieniu – rozkazał Pirat Beczka. – Obserwujcie wulkan!

Buch! – coraz więcej iskier. – Buch! – pokazały się niebieskie płomyki. – Buch! – fajerwerki strzeliły do nieba i rozprysły się na tysiące świetlnych mgnień. – Buch!

Zapatrzyli się marynarze na to biało-niebieskie zjawisko. Iskry strzelały coraz wyżej.

– Spójrzcie na wodę! – krzyknął Jacek. – Mamy kierunek!